A A A

Punktualnie o dziewiątej! – materiał z międzwojnia

,,O której godzinie pani zamiaruje podać kolację?”

Niezmiernie gruba i ogólnie znana ze swych kulinarnych zdolności kucharka Marianna zadała to pytanie z całą powagą osoby świadomej swych odpowiedzialności. Pani Zofia zastanowiła się; „Zaraz, zaraz. Niech Marianna poczeka, Goście są zaproszeni na ósmą, brydż zacznie się dopiero po kolacji, więc o dziewiątej, tak punktualnie o dziewiątej”.

„Dobrze. Dla mnie to zarówno, ale polędwica z garniturem czekać nie lubi”.

Pani Zofia zupełnie podzielała poglądy polędwicy i też czekać nie lubiła, ale, jako osoba o pewnym doświadczeniu życiowym, ze spokojem przyjęła fakt, że skutkiem spóźnienia się jednej z klientek wszystkie zamówione u fryzjera godziny zostały przesunięta i że jak zwykle krawcowa nie odesłała sukni na oznaczoną porę. Nawet to, że z cukierni nie przysłali jeszcze tortu zamówionego dwa dni temu, nie zmąciło pogody ducha tej odpornej kobiety.

O godzinie ósmej mieszkanie pani Zofii przypominało pole bitwy na chwilę przed rozpoczęciem walki. Pan domu od kwadransa borykał się bezskutecznie ze zbuntowanym krawatem i szukał zaginionej spinki, jednocześnie dając wskazówki dotyczące temperatury wina. Pani Zofia w szlafroku objaśniała służącą, w jakiej kolejności podawać potrawy. Do kuchni znajdującej się pod dyktatorskim regime'm Marianny w ogóle wejść nie było można.

Dzwonek u drzwi wejściowych wywołał po prostu popłoch. Młodsza ledwie zdążyła zawiązać fartuszek, a pani Zofia w ostatniej chwili uciekła do sypialnego pokoju. Pierwszy gość wprowadzony do salonu spędził samotnie kwadrans na oglądaniu pism ilustrowanych. Miał wrażenie, że znajduje się w poczekalni dentysty.

O godzinie dziewiątej większość zaproszonych osób była już zebrana. Oczekiwano tylko dyrektorostwa. Nie można było powiedzieć, żeby nastrój był ożywiony. Obecni rzucali tęskne spojrzenia w stronę jadalnego pokoju, brydżyści krążyli nerwowo koło zielonych stolików. Wykwintna rozmowa towarzyska zamierała powoli na złośliwą anemię.

Pani Zofia duchem przebywała w kuchni. Około dziesiątej podeszła do męża i zapytała po cichu; „Może nie przyjdą? Może kazać podawać?” Mąż żachnął się oburzony; „Też pomysł! Żeby obrazić dyrektora! Trzeba czekać”.

Pani Zofia nie wytrzymała i zajrzała do kuchni. Na środku stała Marianna jak milczący posąg rozpaczy. Na widok pani Zofii spojrzała na zegar i załamała ręce.

Dyrektorostwo przyszli po dziesiątej. Coś tam wspomnieli, że ktoś ich zatrzymał. Około w pól do jedenastej podano kolację. Polędwica z całą konsekwencją dała dowód, że „czekać nie lubi”. Goście robili po cichu uwagi, że zdolności kucharki Marianny są mocno przereklamowane, a pani Zofia postanowiła w duchu, że już nigdy nie wybierze na przyjęcie tak punktualnej potrawy.

I. G.

materiał pochodzi z „Pani Domu” z lat międzywojennych