A A A

Życie towarzyskie a sprawy toaletowe – materiał z 1939 r.

Uwaga redakcji: materiał poniższy w znacznej mierze dotyczy ówczesnej mody i w tej mierze się oczywiście zdezaktualizował. Wszelkie jednak pozostałe uwagi są zadziwiająco uniwersalne i dziś aktualne.

– Będę chyba musiała zrezygnować z towarzyskiego życia, nie stać mnie na coraz to nowe toalety – powiada niejedna z pań, smętne sobie stawiając świadectwo. – Jak to, proszę Pani? Więc życie towarzyskie, zdaniem pani, to tylko taka nieustająca rewia mody? A jeżeli kogoś nie stać na kosztowne pod względem zarówno materialnym jak nerwowym współzawodnictwo — to już nie warto? To już w ogóle — nic? Więc do teatru chodzi się nie po to, by cieszyć się grą artystów, lecz, by dać się podziwiać w ostatnio nabytym paryskim modelu kasaka, A na koncercie słucha się nie orkiestry symfonicznej, a symfonii zawistnego zachwytu na temat ,,za czyje pieniądze ona się tak stroi?”

Na przyjęciach u znajomych nie uznaje się problemów bardziej fascynujących niż – Czy widziała pani tę lila suknię, tej rudej mecenasowej? — Owszem, ale uważam, że fiolety w ogóle są już passès. A ja właśnie słyszałam, ze w Paryżu znowu.... Tylko ta kokarda szpeci. – Bo ja wiem? Bez tej kokardy może znowu całość wypadła by mdło – Sądzi Pani, że raczej kwiat? I tak dalej. Bez końca. Od wieczora do rana.

Ku bezgranicznemu obrzydzeniu panów, których podobne rozmowy wypłaszają z salonu skuteczniej niż diabła kropidło czy nawet ukazanie się samej pani Twardowskiej. A potem zdziwienie, że taka pani X – w swojej niezmiennej czarnej sukienczynie jest ogólnie lubiana, otaczana, poszukiwana. Chociaż nosi od trzech lat bez mała swój, jak go sama nazywa ,,mundur”, nie zdradza objawów poczucia niższości – jest stale pogodna, ożywiona, interesuje się wszystkimi zagadnieniami współczesności, a w polityce zagranicznej orientuje się niczym emerytowany urzędnik M. S. Z. — dziwaczka! – Ach, Pani! Przecudna, najstrojniejsza Pani – czy nie w tym przypadkiem tkwi przyczyna Pani nieustannego znudzenia, niezadowolenia i... skwaszenia, że nie interesuje się Pani niczym, oprócz modnych szmatek? A i tym interesuje się Pani (niestety — ach!) w najniewłaściwszy sposób.

Proszę się na mnie nie obrażać. To nie tania złośliwość, raczej uwaga życzliwego przechodnia, konstatującego rzeczowo: — Torebka się pani rozpięła.

Proszę Pani — znam wszystkie stolice Europy i zapewniam Panią, że nigdzie nie spotykałam tylu co u nas urodziwych kobiet i tyle przesadnej skrupulatności w wypełnianiu postulatów mody, oraz... tak mylnej ich interpretacji.

Na Zachodzie Europy kobieta, sprawiając sobie nowe ubranie, bierze przede wszystkim pod uwagę cel, do którego to ubranie ma służyć, a potem dopiero modę i to w granicach zdrowego rozsądku. Nosi to ubranie, dopóki odpowiada ono swemu przeznaczeniu, nie przejmując się zbytnio faktem, że krój kołnierzyka czy rękawa nie odpowiada najnowszym wymogom. Za to przez myśl jej nie przejdzie wybrać się na proszonego, wieczornego brydża w nowiutkim, ,,prosto z igły” podróżnym kostiumie, ani włożyć do wagonu podniszczonej wizytowej sukni (..takiej, której to już nie szkoda).

U nas inaczej, inaczej, inaczej... Pani wybiera suknię frapującą urokiem oryginalności, nowości (coś ,,czego jeszcze nie było” – koniecznie), nie zastanawiając się nad tym, w jakich okolicznościach będzie mogła włożyć to cudo (np. kostium z żorżety i koronki do cieniu – w naszym klimacie). Nie pomyśli w porę o tym, że nie posiada odpowiedniego obuwia, torebki, kapelusza itd. i że nie prędko będzie mogła je nabyć (wtedy zapewne, kiedy suknia będzie na zdarciu). Bo skądinąd dzielna kobieta polska nie umie walczyć z pokusą modnego żurnalu; urok nowości i niezwykłości jest tak potężny, że zaćmiewa nawet jasne przebłyski refleksji, że w czym do twarzy i do figury jest smukłej dziewiętnastoletniej modelce — w tym Pani dojrzała uroda miast zyskać — traci.

Rezultat — szafy pełne ubrań i nic do włożenia. Strojny, dancingowy kapelusz, kupiony w chwili zamroczenia krytycyzmu, nosi Pani do angielskiego palta. Pantofelki na szczudełkowatych (chronicznie powykręcanych) obcasach – do sportowego kostiumu z pulowerem. Na wieczorne zebrania z kolacją na sześćdziesiąt osób, przybywa się w nowej fałdzistej sukni ze szkockiej wełny i w spacerowym, filcowym kapeluszu z wualeczką.

– Może chociaż kapelusz pani zdejmie – proponuje pani domu z westchnieniem (z takim trudem udało się jej namówić własnego małżonka, aby przyoblekł smoking).

– Kiedy taki śliczny! – uśmiecha się rozbrajająco dama w kratkę. Po czym dodaje konfidencjonalnie. Nie zdążyłam sobie jeszcze sprawić wieczorowej toalety, a tę moją zeszłoroczną to już wszyscy u państwa znają (Dotychczas znali suknię; teraz poznali Panią — nie z najlepszej strony).

Droga Pani, tak nie można. Do Polski zjeżdżają się coraz liczniej cudzoziemcy z Zachodu. Ostatnio nawet znakomici (vide królewna Juliana z małżonkiem). Przecie niemiło będzie Pani, mnie, nam wszystkim — jeżeli opuszczą naszą Ojczyznę pod wrażeniem, że Polska jest krajem sympatycznych skądinąd barbarzyńców, nie mających elementarnego pojęcia o tym, co, kiedy i jak. Więc ku pamięci i przestrodze przypominam przyjęte reguły.

Przed południem. — Suknia (może być komplet) krótka, wełniana; trykotaże we wszystkich odmianach i zastosowaniach – Ubiór odpowiedni w domu i przy pracy, na ulicę (pod okrycie), na wczesne posiedzenia i bezceremonialne herbatki, (prywatnie i w kawiarni). Obuwie na grubej podeszwie i szerokim obcasie. Rękawiczki ciemne z grubej skóry (w zimie mogą być futrzane, podobnie jak modne obuwie z cielęcej skóry z włosem). Torebka spokojna, pakowna, zimą mufka, zamiast torebki. Kapelusz filcowy, ciemny, nieduży – w zimie może być futrzana czapeczka.

Po południu. – Suknia nieznacznie dłuższa niż przed południem. Najlepiej czarna. Jedwab przerabiany, wełna, cienkie sukno (b. modne), aksamit. Rękawy długie, ku wiośnie – trzyćwierciowe, Praktyczny fason to komplety, składające się ze spódniczki i wciętego kubraczka; dopuszcza nieomal nieskończoność urozmaiceń przez odmianę bluzek i kamizelek. Kapelusz strojny, fantazyjny, z pilśni, błyszczącego jedwabiu czy aksamitu. Ozdoby z piór, stercząca lub wiejąca woaleczka.

Podczas śniadań, wizyt popołudniowych, czy podwieczorków kapelusza się nie zdejmuje, nawet jeżeli są improwizowane tańce. Rękawiczki powinny być z najcieńszego zamszu „mocca” – zdejmuje się je dopiero przy jedzeniu, choć do witania się przyjemniej, by prawa ręka była bez rękawiczki. Właściwsze będą rękawiczki jasne: zresztą powinny harmonizować z kolorem toalety (harmonia nie znaczy – identyczność). Torebka mniejsza i bardziej kobieca niż przed południem; odpowiedni będzie portfelik z czarnego zamszu czy mory, ozdobiony w rogu monogramem właścicielki. Pantofelki lekkie, na francuskich obcasach; czarne albo w kolorze toalety. Futrzane pelerynki i etole stanowią akcesoria przyjemne lecz nie niezbędne, zwłaszcza jeśli chodzimy zimą w futrze.

Na zabawy taneczne i wielkie przyjęcia wieczorne obowiązuje suknia wieczorowa (na odczyty, zebrania w gronie najbliższych, przedstawienia niepremierowe w teatrze—odpowiedniejszy jest ubiór popołudniowy). Charakterystyczne cechy toalety balowej stanowią powłóczystość sukni i głęboki dekolt. Przy odsłoniętych ramionach i sukni konieczna jest zarzutka balowa, zwana sortie. Najwspanialej wygląda sortie futrzane; z powodzeniem może je jednak zastąpić kubraczek z brokatu, lamy czy czarnego velouru, a nawet trak czy smoking z tego samego co suknia materiału. Na koncerty, rauty i dancingi-brydże wkłada się suknie tzw. petit soir – czyli suknie powłóczyste z rękawami, dekoltowane raczej skąpo. Zupełnie ostatnio krawcy paryscy lansują nowy typ sukni wieczorowej krótkiej, uszytej krojem sportowym.

Wieczorowość tych sukien polega na przepychu materiału. Te paradoksalne koszulki i garsonki z brokatu i lamy, zapinane na równy szereg brylantowych guzików są zbytkiem, na który nie namawiałabym żadnej z pań, twierdzących, że muszą zrezygnować z życia towarzyskiego, gdyż nie stać ich na coraz to nowe stroje. Takie błyszczące dziwactwa opatrują się w mgnieniu oka. Natomiast dobrze skrojona i uszyta z pięknego materiału ciemna suknia petit soir może z powodzeniem służyć przez szereg sezonów. Kapeluszy nie nosi się wcale na przyjęciach wieczorowych, obiadach itd. Chyba do restauracji, I to takie wymyślne cudeńko, stanowiące raczej ozdobę włosów niż nakrycie głowy. Też trudne dziwy.

Najlepiej jest wychodząc wieczorem chronić ondulację aksamitnym kapturkiem, przytulnym a nie gniotącym włosów. Kto ma długie rękawiczki, może je włożyć na wieczór, ale nie jest to nieodzowna część stroju.

Well

„Panu Domu” 1 lutego 1937 r.