A A A

Piękno czy oryginalność

Chciałbym się teraz zastanowić się nad fenomenem oryginalności. Zobaczmy. Przybiera on irracjonalne formy. Weźmy choćby pod uwagę ceny wielkich dzieł sztuki. Powoduje to, że pojawiają się ich fałszerze. Często ich dzieła tak doskonale naśladują oryginały, że tylko badania przeprowadzone za pomocą skomplikowanej aparatury mogą wykazać fałszerstwo. Niekiedy falsyfikaty są tak doskonałe pod każdym względem, że trzeba prześledzić historię oryginału, by wykazać, że nie może pochodzić z tego właśnie źródła.

Czym, w takim razie, falsyfikat różni się od oryginału? Jego wartość artystyczna jest przecież taka sama. Fizycznie i estetycznie są nie do odróżnienia. Bogate muzea biją się o oryginały i gardzą falsyfikatami. Co chcą eksponować? Piękno? Można je znaleźć również w doskonałych kopiach. Gdybyśmy zatrudnili wielu, nawet przeciętnych, malarzy i zlecili im skopiowanie największych arcydzieł światowych mielibyśmy pełny do nich dostęp. Ale nie, by obejrzeć wszystkie te dzieła musimy objechać cały świat. Większość z nas nigdy nie będzie miało możliwości, albo choćby czasu, na to, by tego dokonać.

Czasami idąc ulicą zaglądamy do antykwariatów, w których znaleźć można piękne meble, obrazy i przedmioty codziennego użytku. Gdy mamy trochę czasu wchodzimy do środka. Jesteśmy wtedy zachwyceni. Mówimy sobie to chciałbym mieć i to i tamto. Potem patrzymy na ceny i powracamy do rzeczywistości. Często też snujemy taką refleksję: „Cóż ja bym z tym zrobił? Pasowałoby to jak pięść do nosa do wnętrza mojego mieszkania. Ten wazon na moim stole obok biblioteczki z płyty pilśniowej wyglądałby po prostu śmiesznie. Ten sekretarzyk postawiony w moim pokoju krzyczałby głośno – jak tu brzydko, przypominałby o tym, o czym chciałbym zapomnieć, czego teraz na co dzień nie zauważam”.

Dziś nie tylko nie chcą, ale i nie umieją, taka jest prawda, wytwarzać pięknych domów, obrazów, rzeźb, mebli i innych przedmiotów codziennego użytku, pięknych bibelotów, talerzy, waz do zupy, filiżanek, łyżek, nawet butelek. Czy nie trzeba tu trochę pokory, samokrytyki, trochę obiektywizmu? Czy nie warto wrócić do maniery z początku XX w. i zacząć kopiować i, choćby, naśladować. Czy XX wiek był oryginalny? Chyba tak. Czy jednak możemy być z tego dumni? Czy ta oryginalność nie jest oryginalnością kloszarda na przyjęciu dyplomatycznym albo analfabety w gronie intelektualistów? Czy piękno nie jest ważniejsze od oryginalności?

Stanisław Krajski