A A A

Poniżej poziomu: czy jesteśmy brudni?

Głosiciele „postępu” od lat konsekwentnie i z uporem maniaka upowszechniają swoją doktrynę nieustającego postępu. Z doktryny tej wynika, że jest coraz lepiej, że wszystko dziś jest lepsze niż wczoraj. Myślenie takie jest obecnie w znacznej mierze upowszechnione. Przeciętny człowiek uznaje za pewnik, że ludzie XXI w. są np. mądrzejsi, bardziej światli itp. od ludzi początku XX w., XIX w., nie mówiąc już o ludziach średniowiecza.

Historia świata jest w istocie historią wzlotów i upadków człowieka. Nie ma tu, poza pewnymi przypadkami, żadnej ewolucji czy postępu. Jakie to są te „pewne przypadki”?

Postęp techniczny jest oczywiście faktem. Co jednak z tego faktu wynika? Praktycznie nic. Skomplikowany komputer może być konstruowany i używany przez człowieka, który we wszystkich innych porządkach jest jaskiniowcem. Jaskiniowców nam nie brakuje.

Nastąpił też pewien postęp wiedzy, w tym również wiedzy humanistycznej. Cóż jednak z tego? Wiedza ta może być, i faktycznie w znacznej mierze jest, martwa. Znaleźć ją można w bibliotekach. Niewielu jednak jej szuka, bo po co. Przemądrzałość współczesnego człowieka oparta na idei postępu powoduje, że uważa on, iż zjadł wszystkie rozumy i nie musi sięgać do dzieł, które powstały kiedyś.

Przemądrzałość ta powoduje również np., że uważamy, iż fizyczny brud był cechą naszych przodków, a my jesteśmy czyści, wymyci, pachnący. Czy tak jest na pewno. Ktoś powie: upowszechnione są dziś jak nigdy zasady higieny i dostępne jak nigdy łazienki i środki czystości. To prawda. Nie przeszkadza to jednak temu, że chyba nigdy nie było tyle brudasów co dziś. Z czego to wynika?

Przyczyn jest wiele. Jedna z nich jest, można powiedzieć, obiektywna. Po prostu świat nigdy nie był taki brudny jak dziś. Żebrak w średniowieczu, który kąpał się raz na trzy tygodnie był czyściejszy niż Europejczyk XXI w. kąpiący się o wiele częściej. Świat średniowiecza nie był zasypywany milionami ton pyłów – technicznego, niewyobrażalnego brudu wżerającego się w pory ludzkiej skóry, w ubranie, rodzącego smród, od którego mdleli by nasi przodkowie.

Obecność tego niewyobrażalnego brudu w naszym życiu uświadomiłem sobie na własnej skórze w Norwegii - jednym z ostatnich czystych krajów Europy. Gdy wieczorem po ciężkim, zabieganym, ciepłym dniu zdjąłem białą koszulę stwierdziłem zaskoczony, ze jest dalej śnieżnobiała. W trakcie prania skarpetek w osłupieniu obserwowałem jak wykręcana z nich woda jest krystalicznie czysta.

Żyjemy w brudzie, chcemy tego czy nie chcemy. Wychodzimy na miasto i po godzinie jesteśmy już brudni. W małych miasteczkach i na wsiach wcale nie jest o wiele lepiej. Tysiące ton brudu spada na nas z nieba w postaci swego rodzaju niewidzialnego deszczu. Brud rozsiewają samochody, inne maszyny i urządzenia, uwalnia się on samoczynnie w postaci mikrocząsteczek z różnych materiałów stanowiących tworzywo naszych budynków, dróg i sprzętów. Jest to brud złośliwy i agresywny, dotkliwy i śmierdzący, trudny do usunięcia.

Jesteśmy więc wciąż brudni. Szkodzi to naszemu zdrowiu. Powoduje, że nasz stan higieniczny przypomina często stan przysłowiowych paryskich kloszardów. Nie wystarczy nam zatem umyć się od czasu do czasu jak to robili nasi przodkowie. Musimy myć się permanentnie, gdy tylko to jest możliwe, najlepiej kilka razy dziennie.

Czy to robimy? Jak często myje się dziś przeciętny Europejczyk? Niestety coraz rzadziej. Ludzie nie mają czasu, są zabiegani, zaaferowani, skupienie na ważniejszych sprawach. Pojawia się tu również kwestia kultury, myślenia o innych, ich potrzebach i doznaniach. Tego też brakuje. Nowe barbarzyństwo dawno już przewyższyło stare.

Stanisław Krajski